poniedziałek, 19 września 2011

Na Wrocławskim stadionie

George Michael     

                
Koncert odbył się na oficjalne otwarcie stadionu, wszyscy szli z nadzieją obejrzenia ogromnej , niesamowitej imprezy z tego co zapowiadał kilka dni wcześniej, prezydent Wrocławia Rafał Dudkiewicz,miała to być jedna z największych imprez naszego miasta.


Po przybyciu na miejsce okazało się coś zupełnie innego. Mimo lekkich utrudnień w ruchu dostaliśmy się na stadion a tam oczywiście tak samo jak na walce Adamka organizacyjna katastrofa, nikt nic nie wie, nikt się na niczym nie zna i nie potrafi nikomu pomóc. Ludzie biegają jeden przez drugiego szukając własnych miejsc. Specjalnie zatrudnieni do tego ludzie w niebieskich koszulkach,którzy mieli pomagać odnaleźć odpowiedni sektor , rząd i miejsce byli bardziej zagubieni niż goście, rzadko potrafili pomóc. Wynajęta ochrona stadionu nawet nie potrafiła wskazać odpowiedniego wejścia.


Kiedy już każdy znalazł się na swoim miejscu i wszystko wydawało się być jak najbardziej w porządku i wybiła godzina rozpoczęcia oczywiście okazało się, że z powodu drobnych usterek rozpoczęcie się troszkę opóźni.Po odczekaniu kolejnych 40 minut wbiegł na scenę nie zapowiedziany prezydent Wrocławia, po którym spodziewaliśmy się przemówienia, powitania wszystkich przybyłych
gości i uroczystego otwarcia stadionu.Aż tu znowu niespodzianka, prezydent wbiegł na scenę jak po ogień szybko sklecił dosłownie dwa zdania po chwili na telebimach pokazali salwę honorową z armaty.Koniec. Wielkie plany i projekty upadły , całe wielkie otwarcie stadionu wraz z wystąpieniem prezydenta trwało nie z pełna trzy minuty.


Po niedługich oczekiwaniach na scenę zaczęła wychodzić Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Wrocławskiej chwilka strojenia i........


światła zgasły lekka niepewność czy to już „ON” czy może kolejna awaria, lecz to jednak George Michael powoli w poświatach sporego telebimu wszedł na scenę. Zaśpiewał kilka wolnych kawałków z akompaniamentem Wrocławskiej Orkiestry która bardzo ożywiła cały koncert. Prawie godzina koncertu zleciała, więc nadszedł czas przerwy. Dwadzieścia minut wszystkim zrobiło dobrze, odetchnęli świeżym powietrzem w gronie dwudziestu tysięcy palących, mimo wszelkich zakazów.Z tego co usłyszeliśmy od ludzi to ani artysta ani oprawa imprezy nie zrobiła  zbyt wielkiego wrażenia na ludziach , większość stwierdziła zgodnie, że spodziewali się czegoś znacznie lepszego na dużo wyższym poziomie.
W drugiej części koncertu artysta trochę bardziej rozruszał publiczność serwując fanom swoje najlepsze dotychczas kawałki jak na przykład:


"Patience", "John And Elvis Are Dead", "You've Changed" "Love is Losing Game"


ale najbardziej oczekiwany przez wszystkich

"Freedom" 
 
George zostawił dopiero na bis i właśnie na tym utworze publiczność bawiła się najlepiej. Szkoda, że ta atmosfera nie trwała przez cały czas.
                             























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz